Gdy prawda milczy Jacek Piekiełko 7,8
ocenił(a) na 102 godz. temu Anička nie miała lekkiego życia. Pozostawiona przez rodziców narkomanów trafia do handlarzy ludźmi, a później do Norwegii, gdzie przeżywa koszmar. Gdy trzynastoletnia dziewczynka wyrywa się ze szponów zła i wraca do Czech, ma problemy ze swobodną komunikacją, a pokonywanie nowych wyzwań codzienności utrudniają jej odniesione traumy. Nie posiada rodziny, żadnych bliskich, a jej tymczasowym opiekunem pozostaje Kristína, pracująca w ośrodku dla dzieci „Promyczek”. Z dziewczynką zaprzyjaźnia się siostra opiekunki, Veronika, dzięki której Anička w końcu się otwiera i zaczyna opowiadać o krzywdach, których doznała. Los wciąż nie oszczędza trzynastolatki, u której lekarze diagnozują białaczkę. Veronika postanawia adoptować Aničkę. Wtedy rozpoczyna się niewyobrażalne piekło…Jacek Piekiełko przedstawia własną interpretację jednej z najgłośniejszych historii kryminalnych współczesnych Czech - sprawy „Dzieci z Kuřim”, która nigdy nie została w pełni wyjaśniona. Tyle w opisie od wydawcy. Wydaje wam się, że książka będzie mocna? To ja was wyprowadzę z błędu. Nie była mocna. Była przerażająco i potwornie mocna do potęgi miliardowej! Długo o niej nie zapomnę, o ile w ogóle. Autor już we wstępie przytoczył słowa innego pisarza omawiającego "sprawę z Kuřim": "Jeżeli jesteś szczególnie wyczulony na historie cierpienia dzieci, być może nie powinieneś czytać dalej". Jestem matką dwójki nastolatków, zaryzykowałam z lekturą i tym bardziej przeżywałam ją jako matka, która kocha swoje dzieci bezgranicznie. Nie znałam wcześniej tej historii, a teraz nie wiem, jak wrócić do równowagi. Jestem kompletnie rozbita emocjonalnie. Mam problem z doborem słów, żeby oddać grozę tej opowieści i talent Autora. Jacek Piekiełko operuje językiem niezwykle uważnie i precyzyjnie. Wie, jak uderzyć w czułe struny i potrafi wycisnąć z czytelnika ostatnią łzę. Ma niesamowity dar opowiadania; pisze plastycznie, a przy tym realnie. Podczas czytania w głowie wyświetla się film, a przy tej konkretnej lekturze to był film pełen chorych obrazów, których nie sposób pozbyć się spod powiek 😐 Matka z definicji kojarzy się z bezpieczną przystanią, ciepłymi ramionami przynoszącymi ukojenie i zimnym kompresem na czoło w razie choroby. Jak w takim razie nazwać Veronikę? Chyba jeszcze nikt nie wymyślił odpowiedniego słowa. Jak mogła dopuścić się takiego bestialstwa wobec swoich dzieci? Jak mogła oddać je w ręce oprawców? Jak może z tym teraz żyć?! Nie jestem w stanie ogarnąć umysłem, co przeżyli ci biedni chłopcy. Zastanawiam się, jak się im wiedzie po tym wszystkim. Czy udało im się wrócić do względnej normalności? Kiedy zaczęłam czytać tę książkę, nie wiedziałam nic o tej głośnej w Czechach sprawie. W trakcie lektury szukałam po internetach i porównywałam z wersją Autora. Trzyma się faktów dość wiernie, choć jak sam mówi, niektóre postaci i okoliczności wokół głównego tematu wymyślił, by pomóc zrozumieć nam pewne mechanizmy lub przydać realności całej tej nieprawdopodobnej sytuacji. Jestem pod ogromnym wrażeniem opanowania Autora. Piszę - nie ocenia. Pod tym kątem pozostawia ogromne pole działania czytelnikom, aby wyrobili sobie własne zdanie i wyciągnęli wnioski. Polecam bardzo, ale czytając ryzykujecie spokój serca i umysłu na długo.
Ocena: 10/10